LIFE - reż. Daniel Espinoza



LIFE - reż. Daniel Espinoza      



Nie jest to według mnie dzieło wiekopomne. Nie jest to nawet rozrywka w czystej postaci. Ot taki sobie film. Trochę za płasko, trochę aktorsko niedociągnięte, fabuła nazbyt przewidywalna, grubo ciosana akcja.
                Jednakże LIFE stał się przyczynkiem do dyskusji, a to zasadniczo podnosi jego wartość. Jeśli pobudza, inspiruje, nurtuje to czasu na nim spędzonego nie uważam za stracony. Otóż nieuniknionym było porównanie go do kultowego „8 pasażera Nostromo”.  Potwór przywleczony z kosmosu terroryzuje statek, jest świetnie przystosowany do przeżycia w ekstremalnych warunkach, jest załoga, która pada ofiarą jego ataków. Więc pomysł na film już sprawdzony, wiadomo, że dobry i chwytliwy. Miało budzić jeszcze nadzieję, że powstał parędziesiąt lat po pierwszym „Obcym” stąd chęć na wypasione efekty i wspaniałe widowisko. Jednak pierwowzór okazał się dziełem niedoścignionym, choć wydawać by się mogło, że przestarzałym. Hmmm… dlaczego? I tu po dyskusji została postawiona taka oto hipoteza.  
Przestrzeń….
Od jakiegoś już czasu przyglądamy się filmom i zastanawiamy się jak to jest, że kiedyś w tym samym czasie przekazywane było tyle treści. Niby mniej się działo, ale jakby więcej. Obrazy i dialogi były jakieś pełniejsze. Zresztą to samo dotyczy również muzyki oraz o dziwo wszystkiego dookoła.  Odpowiedzią na ten stan rzeczy jest przestrzeń. Teraz w dobie cyfrowej mamy możliwość dostarczyć w bardzo krótkim czasie olbrzymich ilości informacji. Czas stał się bardzo cenny i każdą jego część należy jak najlepiej wykorzystać. Coś przekazać, coś pokazać, więcej i więcej. Dzięki cyfrowemu zapisowi możemy pokazywać obrazy w jakości 4K, trójwymiarowe, ba nawet okraszone odczuciami, zapachem, wodą. Kiedyś królował zapis na taśmie, klatka po klatce. A między nimi było coś, co według mnie jest kwintesencją – przestrzeń. Kawałek czasu, gdy nie było informacji. Gdy nasz mózg miał czas by przyswoić, chwilę odsapnąć, zastanowić się, pocieszyć tym, co przed chwilą dostał, posmakować. Miał czas dla siebie. Miał czas, by zbudować sobie klimat. Wczuć się. Miał również możliwość dopowiedzieć coś sobie, dodać coś od siebie. Pracował sobie. Nie miał wszystkiego podanego na tacy. Zapełnionego każdego możliwego bajtu informacją. Miał przestrzeń i wydaje mi się, że czuł się w niej dobrze. Mózg czuł się dowartościowany, bo nie traktowano go jak głupka, któremu wszystko trzeba pokazać. Mógł czuć się szanowany. 


                Śmiem twierdzić, że to powoduje, iż digitalizacja przez możliwość dania więcej coś jednak  nam odbiera.

Komentarze

Popularne posty