JAZZ BEZ dzień 3/3 - 13.12.2014






I tak szczęśliwie dobrnęliśmy do dnia trzeciego Międzynarodowego Festiwalu Jazz Bez w Lublinie. Organizatorzy przygotowali dla nas znów smaczne kąski. Zaczęliśmy ucztę jazzową tego wieczora od trio Marca „Kibrick’a” Bernsteina. Standardowy zestaw instrumentalny: perkusja, kontrabas i saksofony. O ile dzień wcześniej można było mówić o siedmioosobowym sekstecie o tyle tutaj mieliśmy do czynienia z trio z czterema  instrumentami. „Kibrick” poczęstował nas grą na dwóch instrumentach na raz. Saksofony sopranowy i altowy stworzyły wspaniały duet wydający niecodzienną mieszaninę dźwięków. Dźwięków, które wprowadziły nas w świat wolności oraz jej braku i walki o jej zdobycie, bowiem pierwsze utwory koncertu Marc poświęcił właśnie temu zagadnieniu. Bałem się przez chwilę, że umknie to w jakąś pompatyczną stronę i koncert przerodzi się w zestaw swego rodzaju protest songów. Do tego na szczęście jednak nie doszło. Okazało się, że lider oprócz bycia wirtuozem -saksofonu - lub dwóch - jest wspaniałym gawędziarzem i umilił słuchaczom koncert kilkoma historyjkami ze swojego życia i z życia muzyki i dźwięków. Dzięki tym przerywnikom koncert nie miał formy zamkniętej, hermetycznej całości lecz raczej luźnej pogadanki z publicznością. W chwilach kiedy „Kibrick” nie prowadził konferansjerki na scenie rozgrywał się wspaniały muzyczny spektakl. Perkusista Igor Hnydyn z Ukrainy wyjaśnił swój instrument w sposób bezprecedensowy, zarówno podczas gry ze swoimi partnerami z zespołu jak i podczas wejść solowych. Dynamizm, a zarazem wyczucie instrumentu wprawiały w zachwyt. Od swoich kolegów nie odstawał Grzegorz Piasecki -młody kontrabasista świetnie czujący się między perkusją a saksofonem. Wprowadzał do zespołu swą grą romantyczną nutę, która wspaniale dopełniała oparte na żydowsko ukraińskich motywach saksofonowe partie „Kibricka” i perkusyjne galopady Igora. Był to niesamowity koncert, bardzo nieformalny. Marcowi udało się wciągnąć do gry niewielką publiczność i namówić ją do śpiewania. Jego osobiste wynurzenia i wyjścia do publiczności zniwelowały dystans między muzykami a słuchaczami, tworząc między nami emocjonalną więź. I na koniec wspaniały bis. Melodia inspirowana muzyką Indian Navaho, wykonana solo – lub prawie solo bo na dwa instrumenty przy współudziale zgromadzonych miłośników jazzu. I na szczęście Marc miał kilka płyt na okrasę koncertu więc mogłem zabrać tą wspaniałą muzykę ze sobą do domu. Na resztę wieczoru przenieśliśmy się do Dziwnie Ukrytej Przestrzeni Artystycznej. Kolejnym punktem wieczoru był występ uczestników warsztatów saksofonowych zorganizowanych na cześć 200. rocznicy urodzin wynalazcy tego wspaniałego instrumentu Adolphe Saxa. Dziesięcioro muzyków grających razem w niedużej sali stworzyło potężny dźwięk, wspaniale wypełniający przestrzenie podziemi Centrum Kultury.  I wreszcie nadszedł czas na zwieńczenie festiwalu: koncert Glabulatora. Twór ten to duet dwóch muzyków tworzących jazz dialogowy. Panowie Glazik i Buhl rozmawiają ze sobą na scenie przy pomocy instrumentów. Ich dialogowość muzyki nie jest tylko wydumanym na potrzeby górnolotnych tekstów określeniem, ale czymś co można było autentycznie zauważyć podczas sobotniego koncertu. A o czym ze sobą rozmawiali? Tu już chyba można spokojnie puścić wodze fantazji i dopasować do słyszanych dźwięków własne doświadczenia. Koncert Glabulatora był zdecydowanie najtrudniejszy w odbiorze ze wszystkich koncertów festiwalu, jeśli jednak ktoś uważnie uczestniczył w wydarzeniach wcześniejszych dni, lub przynajmniej wprowadził umysł na inny poziom percepcji na przykład przy pomocy hojnie rozdawanego przez konferansjera Przemka Buksińskiego Cydru Lubelskiego, mógł się bawić równie świetnie jak podczas łatwiejszych pozycji. Można też było wybrać opcję poddania się rozmowie muzyków bez dozy interpretacji, tak jak ja, co w moim wypadku zaowocowało tylko chłonięciem dźwięków, a w konsekwencji pełnym relaksem.
Reasumując organizatorom Międzynarodowego Festiwalu Jazz Bez w Lublinie udało się wspaniale dobrać zestaw muzyków, który z powodzeniem mógł zadowolić nawet najwybredniejszych słuchaczy. Ja bawiłem się świetnie dzięki różnorodności doznań i emocji, a kilka fajnych nabytków w postaci płyt pozwoli tegorocznemu Jazz Bez na dłużej zagościć w moim życiu.

Komentarze

Popularne posty